Gdyby nie to że od czasu do czasu machnęły skrzydłami byłam gotowa żyć w przekonaniu że to samoloty. Samoloty lecące mi na ratunek, albo samoloty chcące zrzucić na mnie bombę. To co miałyby te rzekome samoloty zrobić zależało od mojego aktualnego nastroju, a ten umiał się dość często zmieniać. Nie sprzyjało to ani trochę dłuższemu wytrzymywaniu ze mną i cóż, tak zostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz