środa, 7 grudnia 2011

Czy

Dobra, mocna kawa
zbożowa.

Czyste białe buty
mokre.

Ciepły, przytulny pokój
wietrzony.

Małe, niewinne marzenie
unicestwiane.

Piękna, niesamowita rzeczywistość
pozostaje cudowna?

niedziela, 4 grudnia 2011



priorytetypriorytety i inne trudne słowa.


nie ważne.

sobota, 3 grudnia 2011

- Jak się czujesz?
- Jestem szczęśliwa.
- Naprawdę?
- Tak powiedziałam.
- Więc co mam zrobić żeby tak było?

środa, 23 listopada 2011

Zabawy z psychologiem.

Jak opisałabyś pokój
swój święty inny
Jakie byś
dobrała epitety

Powiedziałabym słowo
jedno dwa może
Zimny
ciemny

Jak zimny
czy bardzo
Jak ciemny
czy mocno

Otwierając szafę
czuję uwięzione ciepło
Otwierając oczy
nie widzę myśli

Czy niemiłym jest ci
przebywanie w pokoju
Czy uciekać
z niego chcesz

Nie
miłe to jest
ożeźwiające
relaksujące nawet

Czemu zimny
ciemny czemu
zatem powiedz
proszę

Zimny
bo okno otwarte
Ciemny
bo rolety zasłonięte

środa, 16 listopada 2011

Gossip Girl. Słowa nieposkładane, słowa urwane - w połowie

'I'm not gonna drop everything becouse you tell me to, Ivy. You walked down on me.'

'I can't focus on Luis with Chuck Chucking in my head!'

'- So I'm getting. You kissed Blair, so she thinks you hasn't change?
- The only way for Blair to move on is when she thinks I can't. I had to kiss her to set her free.
- That may be the selflest thing you've ever done.
- I've never been more good.'

Znalazłam dzisiaj
Pod biurkiem leżącą
Historię
Miłości
Lęku, zapomnianą.
Płaczu i krwi
jeszcze do wylania
za życie.
Innych.

Znalazłam dzisiaj
Pod krzesłem leżący
Dokument
Stronniczy
Oceniający, nie tak ważny
Jak byśmy chcieli
Nie tak dobry, jak
Byśmy życzyli
Sobie.

Znalazłam dzisiaj
Tuż obok poprzednich
Kolejny skrawek
Krzyku
Śmiechu, porzucony.
Połączenia zalane
Zimną już wtedy
Herbatą
Nie
Słodką.

***

Odeszły w kąt, zakątek mojej głowy
te, których się bałam niedawno.
Już nie słucham ich głosu.
Ich krzyk
Ich płacz
Dotyka tylko mojej podświadomości

Na wierzch wypłynęły szczęścia
Nieszczęścia
Niewiadome.
Fakty mają znaczenie
Niektóre mniejsze, niektóre
Inne lub żadne.

Trampki białe
Trampki czerwone. Malujmy
Kolory nasze zmienne ale i
Piękne
I

Bez zakończenia
Bez snu, ale
Z wolnością, nienapisaną
Do końca.

Kwiaty kolorowe, kwiaty
Czarne
Kwiaty ususzone.
Kwiaty nieżywe nigdy, kwiaty
Żywe
Kiedyś.

Na półce piasek
Tak niespokojny
Przelewa z naczynia wiązanki
Słów na wiatr
Na porywisty
I odsyła groźby ze uśmiechem
Nieprawdziwie bolesnym
Nieprawdziwie
Szczerym.


niedziela, 13 listopada 2011

'Czy ja też muszę wyjechać na dwa lata, żebyś się tak cieszyła z mojego powrotu?'

'Przede wszystkim przepraszam za to, że poddałem się, gdy ty wciąż o nas walczyłaś.'

'- To wszystko?
- Tak.'


środa, 9 listopada 2011

Staje w kolejce. Przed nią jedna osoba. Jakieś 20 parę lat, na uszach słuchawki. Chłopak po chwili oddala się, pewno po kogoś z obsługi, bo ile można czekać, przed informacją, gdy tam nawet nikt nie obsługuje? Ona sięga po książkę. Też ma muzykę w uszach, ale tylko jedną słuchawkę. Chłopak wraca, mówi, że za chwilę ma ktoś przyjść. Uśmiecha się. Ona też się uśmiecha.
- Długo już czekasz?
- Nie, jakieś pięć minut. Z resztą słuchałem muzyki, więc to nie ma takiego znaczenia.
- Tak, muzyka to piękna rzecz. Ja też prawie zawsze, bardzo często... - wykonuje ruch podobny do wzruszenia ramion, ale głową i wraca do czytania książki, lecz po niecałym zdaniu podnosi wzrok. Patrzył na nią.
- Po bilety na koncert?
- Nie, odbieram muzykę z opery.
- O, a jakiej? - zainteresowała się.
- Carmen.
- Miałam na to iść z przyjaciółmi, grali u nas niedawno, dwa, trzy tygodnie temu...
- Tak? Nie wiem. Ja byłem dawno już. A nasza Opera ma dobrą Cyganerię.
- Na to też mieliśmy iść, coś nie wyszło - uśmiech typu, 'no tak, jak zawsze..:)' - ostatnio na Jasiu i Małgosi byliśmy.
- Tak? Ja nie byłem. Jak się Tobie podobało?
- W zasadzie podobało mi się, aczkolwiek dali dziewczynę na Jasia, w dodatku z głosem bardzo podobnym do Małgosi i trudno było się zorientować co kto mówi.
- No wiesz, Jaś był małym chłopcem, tak więc musiałby go grać mały chłopiec, lub właśnie dziewczyna, nie może to być baryton przecież.
- No zdecydowanie nie, baryton nie, ale głosy były zbyt podobne jeżeli o mnie chodzi.
- Piotrusia Pana też często kobieta gra. Swoją drogą bardzo mi się podoba ta sztuka.
- Naprawdę? Może kiedyś zobaczę - uśmiechnęli się, znów spojrzała w książkę. Przeczytała parę zdań. Ktoś z obsługi przeszedł koło nich, podniosła wzrok. Nie zatrzymał się.
- No tak, klient najważniejszy - wypowiedziała zdanie z lekką, lecz dostrzegalną nutką sarkazmu.
- Ty po bilety, tak?
- Tak, na Dream Theater.
- Słuchasz takiej muzyki? - Niedowierzanie w jego głosie.
- Tak, słucham. Byłam na ich koncercie w Katowicach. W lipcu jakoś byli.
- Też kiedyś ich słuchałem.
- Naprawdę?
- Tak, ale mają zbyt ciężkie brzmienie ostatnio. Starsze kawałki według mnie o wiele lepsze.
- Czy ja wiem... A który album?
- Metropolis Part II, to jest chyba ich najbardziej znany.
- Wiem, ja też lubię Scenes From A Memory, wiesz to o Victorii.
- Tak, tak, wiem które to - podszedł wreszcie sprzedawca.
- Dzień dobry - odezwał się do chłopaka przed nią.
- Witam, na nazwisko Mroźny poproszę - tamten począł szukać. - Jest pod pana prawą ręką, niżej - nakierowywał go. - O, to jest to.
- Proszę.
- Dziękuję, do widzenia - odwrócił się do niej. - Miłego koncertu życzę - uśmiechnął się.
- Dzięki.
- Do zobaczenia - też się uśmiechnęła i poszedł.
- Poproszę bilet na Dream Theater, w Poznaniu - już zwróciła się do sprzedawcy.
- Niestety to zapraszam do empiku w Galerii, nam się już tusz skończył.
- A, no cóż, dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia - odłożyła książkę i jeszcze zanim wyszła znalazła nożyczki i odcięła metkę z rękawiczek.


poniedziałek, 7 listopada 2011

Odkryłam następną rzecz która sprawia że z radości klaszczę w ręce jak dziecko i wydaję nieokreślone odgłosy:) Tak!
Czemu pulsuje mi głowa?
Jakby miała spisać swoje własne prywatne credo, zrobiłabym to na nadgarstkach. Z tym że ono się wciąż powiększa, a i tak można zamknąć je w jednym, przepięknym, cudownym: smile.
Problem z tym że z czasem uśmiecham się przez łzy i niewysłowione, wmawiając ale wierząc niewystarczająco. Więc dodaje dalej i dalej buduję listę, by finalnie i tak zamknąć ją w moim smile'u.

- Daj mi trochę pieniędzy, na wypadek jakbym się zgubiła...
- A ile chcesz?
- Nie wiem, żeby starczyło na buty Timberlake'a, lody, noc w hotelu i kino.
- Nie starczy jak zostawię Ci jakieś 50 euro, żebyś miała na taksówkę skądkolwiek?
- Nie, lepiej nie. Co jak nie będę chciała wracać? Tak się chociaż dobrze urządzę...
- Wydając jedyne pieniądze na buty?
- Dokładnie.

Teraz to mnie na buty nie stać. Muszę mieć na obóz. Priorytety, priorytety:)
I'm gonna skip!

uups

Ojej.















Co więcej chcesz wiedzieć? 

nadgarstki.

na dzień dzisiejszy,


let it be


- Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy słuchali razem muzyki. To było dla mnie przeżycie osobiste, tylko moje, intymne. Ale teraz chciałabym słuchać moich ulubionych piosenek z innymi, dzielić się wrażeniami -
- Wiem o czym mówisz. Dzielić się emocjami, przeżyciami, uczuciami. Dzielić się muzyką, dzielić się szczęściem.
- Dokładnie.
- Posłuchajmy razem. Czuję to samo.
- Papierosa?
- Palenie kojarzy mi się z ludźmi nieszczęśliwymi.
- Nie szkodzi, ja jestem szczęśliwy.
- Ja też.

poniedziałek, 31 października 2011

:)

-Słonko, zasłoń oczy.
-Aaaapsik!
-Zdrowie.
-I pogotowie.

We're back!

Jednak nie kończymy moi drodzy.

-Idziemy się kąpać?
-Nie.
-Czemu?
-A gdzie ty chcesz się niby kąpać? Jest połowa wiosny, jesieni, whatever, jaki mamy miesiąc?
-Październik.
-No właśnie, gdzie mamy się kąpać w październiku?
-W Brdzie.
-No dobra, ok.

It's Kind of a Funny Story

'Craig: Okay, I know you're thinking, "What is this? Kid spends a few days in the hospital and all his problems are cured?" But I'm not. I know I'm not. I can tell this is just the beginning. I still need to face my homework, my school, my friends. My dad. But the difference between today and last Saturday is that for the first time in a while, I can look forward to the things I want to do in my life. Bike, eat, drink, talk. Ride the subway, read, read maps. Make maps, make art. Finish the Gates application. Tell my dad not to stress about it. Hug my mom. Kiss my little sister. Kiss my dad. Make out with Noelle. Make out with her more. Take her on a picnic. See a movie with her. See a movie with Aaron. Heck, see a movie with Nia. Have a party. Tell people my story. Volunteer at 3 North. Help people like Bobby. Like Muqtada. Like me. Draw more. Draw a person. Draw a naked person. Draw Noelle naked. Run, travel, swim, skip. Yeah, I know it's lame, but, whatever. Skip anyway. Breathe... Live.'
It's Kind of a Funny Story

sobota, 30 lipca 2011

niedziela, 5 czerwca 2011

The end comes only

Kończę z tym blogiem, w sieci jest wiele świetnych blogów, o wiele lepszych niż mój. Obczajcie je, dla mnie, dla siebie, dla ludzi je tworzących. Hilser.













dla zainteresowanych fotografią: 1 2 3
osobowości ciekawe, inspirujące i wywołujące u mnie inne uczucia: 1 2 3
piszą, żyją, piszą znów: 1 2 3
inne równie niesamowite: 1 2 3 4

sobota, 28 maja 2011

Co lubię?
Jak wiem, że gdy dzwonię druga osoba odbierze, a w najgorszym wypadku oddzwoni od razu jak zobaczy moje 15 nieodebranych połączeń.
Gdy podczas brania prysznica woda spływa ze mnie razem z najgorszymi problemami, daje mi chwilę wytchnienia i świeże spojrzenie,
Gdy wiem że w danej chwili ponoszę odpowiedzialność tylko za siebie, i mogę popełniać błędy.
Jak budzę się rano i wiem, że ten dzień jest dobry, że nic tego nie zachwieje. Jak wystarczająco mocno sobie to wpoję to rzeczywiście z mojego dobrego nastroju nie wybije mnie nawet potencjalna strata tysiąca złotych.
Gdy... e, i tak usuwam bloga.
'Dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się.'


A jeśli mój zaczął się genialnie?

niedziela, 15 maja 2011



Muszę zainwestować w słuchawki wygłuszające.


sobota, 14 maja 2011

'Perfection is for the devil.' - powiedział Yohji Yamamoto, japoński projektant mody.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Zaczął mi opowiadać o muzyce, o swoich pasjach, wierszach, książkach. Stałam wpatrzona, chwiejąc się trochę na nogach nie wiadomo czemu, wpatrzona w oczy od których biło przejęcie sprawą, gdzie nie było miejsca na 'wszystkomamgłębokoświatjestzłyimamtegodość', puścił mi piosenki. Sens ich mi jakoś umykał, były jakby nazbyt wymagające, jakbym za mało jeszcze przeżyła, wiedziała by je zrozumieć. Takich nie uraczysz w radiu, ani teraz, ani potem. Chyba że byś włączył polską 'Trójkę', może tam to kiedyś puszczą. Chciał pokazać mi że trochę się pogubiłam w tym rozpędzającym się życiu, weszliśmy na filozofię. Wreszcie miałam szansę się czymś wykazać, tu mnie nie zaskoczył, ale dobrze było usłyszeć od niego rzeczy, do których doszłam już dawno. Dokończyłam kilka jego myśli, on kilka moich, łapaliśmy o co nam chodzi.


Człowiek zazwyczaj mówi rady do których sam się nie stosuje, albo których nie potrafi dopasować do własnego życia.




Zaoglądałam się. Nie mogłam oderwać oczu. Nic więcej już nie powiem.



Na ten temat.

sobota, 23 kwietnia 2011

:)

One of thinks which made me smile today. Enjoy.

środa, 20 kwietnia 2011

Dziękuję.

Piasek w skarpetkach, spodniach, bieliźnie. Z włosów częściowo wysypany, spod paznokci wyzwolony. Gdy wędrowałam ulicą, nie taka sama, jeszcze, sypał się z dziurawych trampków. wylewał strumieniami z nogawek. Jestem szczęśliwa. Szczęśliwa jak cholera. Na razie to się liczy. Dziękuję wszystkim dzięki którym się to stało, którzy obecnością w moim popołudniu wywołali uśmiech na mojej twarzy, które pchnęły mnie ku zmianom, które otworzyły mi przymykające się oczy, troszkę, jeszcze trochę szerzej. Teraz znów to widzę. Dziękuję. Dziękuję tym, których obecność daje mi szczęście, temu, którego zapach towarzyszył mi dziś, w nocy, w nocy poprzedniej, poprzedniego ranka, w poprzednich dniach, w poprzednich tygodniach, miesiącach. Dziękuję.













niedziela, 17 kwietnia 2011


wszyscy jesteśmy samobójcami.

sobota, 16 kwietnia 2011

↑шшш↓ por Dario Φ ipofisi


Pojawiam się i znów mnie nie ma.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

hahaha!

piątek, 8 kwietnia 2011

migdałowe, odnalezione, zatrzymane.

Migdałowe oczy, zaczerwienione poliki. Usiadła po turecku na łóżku i wyprostowała smukłymi palcami karmelową sukienkę.
- Poczytasz mi mamo? - Spojrzała się na osobę siedzącą obok.
- Oczywiście skarbie.

***

Starsza dziewczynka, migdałowe oczy.
- To moje kredki, to były moje kredki, a ty mi je zniszczyłaś! Nienawidzę cię! - Tupnięcie nogą, przetarcie załzawionych polików, odwrócenie się od śmiejącej się grupki dzieciaków i odmaszerowanie.

***

- Wiesz, z nikim jeszcze mi się nie gadało tak dobrze jak z tobą...
- Mi również, jesteśmy przyjaciółkami.
- Dokładnie. Na zawsze!

***

Przyciemniane szyby, tylne siedzenia pożyczonego samochodu.
- Nie, proszę cię, nie rób tego.
- Ale ja cię kocham, chyba nie chcesz żebym cię zostawił, prawda?
- Proszę cię... - mówiła coraz ciszej.

***

Migdałowe, wpatrzone z przerażeniem na zegar.
- Jeszcze tylko dwadzieścia minut, nie zdążę! - przed nią test, w połowie nie rozwiązany. Ludzie opuszczający już prawie pustą salę, z uśmiechem na ustach.

***

- Wyszedł pozytywnie. Co ja teraz zrobię?
- Och, moja droga, zrobisz następny, jeden jeszcze niczego nie oznacza - pod zaciśniętymi powiekami migdałowe oczy były przepełnione łzami.
- Nie w tym wieku... Całe moje życie.... Co ja teraz zrobię?

***

Kilkadziesiąt pare osób. Z głowami opuszczonymi, nikt się nie odzywa. Jeden mały chłopiec podniósł głowę:
- Mamo, ale tata wlóci plawda? Bo wujek mówi że nie naplawią motolu, ale tata wlóci do nas bez niego plawda? - W migdałowych oczach nie dostrzega potwierdzenia, odpowiedź również go nie satysfakcjonuje.
- Ale co to znaczy że z aniołkami? Można tam odwiedzać, jak w szpitalu?

***

- Powiedz pani doktór, że ja już nie będę czekać. Jestem gotowa, niech wyłączą maszyny.
- Babciu, ja...
- Cierpię - migdałowe oczy wpatrzone ślepo w sufit. - Cierpiałam już wystarczająco. Jestem gotowa.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Zbędny paproszek, rozjechany jeż nocą na autostradzie.


Sok marchwiowy przebarwił jej skórę, a nadgarstki trzymane przez całą noc w wodzie były pomarszczone jak u dziewięćdziesięciodwulatki a nie młodej i tętniącej życiem nastolatki. Tętniącej przynajmniej do niedawna, teraz gdy była chora zaczęła popadać w absoluty, doszukiwać się wzorców rzeczy nieprzewidywalnych i marginalnych, a nawet tych niepodważalnie nieoczywistych.  Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a przez jej twarz przeszedł ledwo dostrzegalny grymas, grymas bólu. Obudziła się ze zduszonym okrzykiem i spojrzała spuchniętymi oczami dookoła. Dlaczego spała w wannie? Jak długo już tu leży? Czy już jest spóźniona? Podczas gdy przez jej głowę przebijały się setki niewysłowionych myśli dotarło do niej że woda zdążyła ostygnąć, obudziła się przez świeczkę, która pływając po powierzchni wody oparzyła jej ramię, a książka którą czytała tuż zanim nadszedł sen pływała teraz spokojnie w okolicach jej stóp. Czy udało jej się ją dokończyć? Chyba nie. W duchu podziękowała że to nie jej notatki zostały utopione i wyjęła korek z wanny. Leniwie przyglądała się jak woda coraz szybciej opuszcza łazienkę przez nie taki z kolei duży otwór na dnie... Otuliła się ręcznikiem i zagryzła szczękające zęby. Możeby wrócić do ciepłej wody jeszcze na chwilkę, jeszcze na moment? Zanim myśl zdążyła dotrzeć do jej świadomości, ona już włączała gorącą wodę, zapalała nowe świeczki i odrzucała prawie suchy ręcznik na krzesło.

środa, 6 kwietnia 2011

Nauczyciel.

- Witaj.
- O. Dawno Cię nie widziałam - zazwyczaj nie piszę zwrotów tego typu z wielkiej litery, tym bardziej w dialogach, jednakże niektórzy mają moc mówienia w taki sposób, że dokładnie wiesz czy zostałeś potraktowany wielką, cz z kolei małą literą. - Gdzie byłeś?
- Maleńka, czy to ma znaczenie gdzie byłem? Ważne że teraz jestem z tobą, prawda? A co u ciebie się działo?
- Upadłam.
- Tylko tyle?
- Co proszę?
- Tylko tyle? Upadłaś? Raz?
- Nie, nie raz - jego twarz rozświetlił uśmiech. A ona mówiła dalej. - Upadałam wiele razy, wiele. Podnosiłam się. Upadałam tyle razy, że miałam wrażenie że już nie wstanę. Wszystko mnie tak bolało, wiesz? Bardzo mnie bolało. Gdzie byłeś?
- Mała, nie histeryzuj, wytrzymałaś - podszedł do niej, przytulił. Zanurzył ręce w jej włosach. Wyszeptał - udało ci się - odsunęła się od niego, delikatnie. Przyciągnął ją z powrotem, więcej nie próbowała uciekać. Wiedziała, że ma do niej prawo.
- Płakałam, nikogo ze mną nie było, Ciebie nie było. A ja klęczałam i ryczałam cała od krwi, bo tak mnie bolało. Bolało mnie, tu mnie bolało, tu też. Ale tam najmocniej - wskazywała kolejne części ciała, on jej nie słuchał. Nie żeby go to nie obchodziło, on dokładnie wiedział co ją bolało, sam to przygotował, dla niej.
- Nauczyło cię to czegoś?
- Tak. Powiedz mi tylko, czy każde cierpienie nas uczy?
- Odpowiem, ale znasz zasady. Najpierw ty.
- Wiem już że nie potrzebuję Ciebie. Wiem, że to Ty sprawiasz, że cierpię, że znów mnie zostawisz, że każdy upadek będzie bardziej bolał, że wyleję więcej łez.
- Dobrze. Teraz twoje pytanie. Zadałaś je mi, ale sądzę że znasz odpowiedź.
- Nie każde. Nie każde cierpienie nas uczy. Niektóre wywołują u nas nieuzasadnione uczucie, które przeradza się często w nienawiść. A nienawiść niszczy. Mały odsetek ludzi potrafi nienawiść przerodzić w coś pozytywnego, budującego lub choćby neutralnego.
- Dobrze mała. A teraz chodź do mnie, chcę się położyć.
- Ale ja nie chcę. Rozumiem. Już wiesz, że mnie nie potrzebujesz. Ale czy to sprawia, że nie chcesz mnie?
- Nie wiem.
- To i tak nie ma znaczenia, ja chcę cię. Liczy się to co ja chcę, w końcu to ja jestem Nauczycielem, nie ty.
- Odejdziesz.
- Wszyscy odchodzą.

sobota, 2 kwietnia 2011

do niczego

Póki o życie nie dbała i nieszczęśliwa biegała,
przez ulicę w słońce zapatrzona, nie tego żona,
Na skraju przepaści śpiewała i na bandżi skakała.

Gdy o życie zaczęła się troszczyć, straciło sens.
Nie przesiadywała bowiem całych dni w parku samotnie,
nudziła się za to sromotnie.
w pracy za biurkiem, w domu przy garach
cała w zadymionych oparach.
bez chęci.
do niczego.


czwartek, 31 marca 2011

:)

- Halo?
- Mamo?
- Tak...
- Posłuchaj, możesz mnie odebrać teraz?
- No dobrze, odbiorę cię.
- A nie spytasz się skąd?
- Nie.

niedziela, 27 marca 2011

Pani, o świata zarządco, słońce, co dla odkrycia zgasło i zamordowało, nie wszystkich winnych.

W kubku kawa biała, za gorącym by ogrzać ręce, od czekania na wiadomości zbyt dobre, zmarznięte. Sens powycieranych powierzchni, po których przejechano dłonią, za oknem rozżarzone słońce przejrzyste inaczej, niż zwykle zdawało się wyglądać. Myśli skłębione na znak przyjaźni udanej w ramach dobrej zabawy. Z tego nigdy nie śmiałam żartować, a jednak. Nieogarnięte pomieszczenia, w których zamknięto krzyk, miejsca w których umierały pokolenia, na trawie teraz rozłożone manatki zagubionych, szukających drogi niepowrotnej. Długo zbyt oszukiwałam samą siebie, by teraz odróżnić senną marę od rzeczywistości nie takiej szarej. Zastanawiam się czy wszystko było takie już wcześniej, czy teraz dopiero zaczęłam to dostrzegać, w sposób ten odkrywać to, co wcześniej dla moich oczu było, nieistniejące. Panami przyszłości jest dane być temu, który tylko tego zażyczy, dla siebie - wznoś modły do bogów, Ziemi, do Natury, Matki, do Boga, Ojca. O to by ze zbocza głaz poruszony w dół spadać począł, a twe modlitwy wysłuchane pozostaną. Przynajmniej do teraz były, z tego co mi wiadomo. Proś by słońce wzniosło na nieboskłon promienie rozgrzane każdego ranka, gdy dzień będzie dobiegał do zakończenia, błagania o zachód wysłuchane być winny. Lecz zadufany w mocy nie swojej często, w swe niecodzienne, niespodziewane umiejętności zawierz, by obca cywilizacja zapukała do odrzwi twych, by zmarłe kochanki do życia wróciły, czas dla ciebie koło zatoczył, abyś pomyłki dnia wczorajszego nie zawsze poprawić zdołał, a sprawa nie taka jasna już się zdaje, powiadam - przeliczone błaganie, nadludzkich mocy czy może boskich zapragnąłeś, o potępiony.

niedziela, 13 marca 2011

- Przepraszam, dzień dobry - uśmiech, trzeba sprawiać wrażenie niezestresowanej i przyjaźnie nastawionej.
- Witam, w czym pomóc? - odłożył to czym aktualnie się zajmował i uprzejmie na mnie spojrzał.
- Ehm - podrapałam się po przedramieniu. - Nie wie pan może gdzie powinnam się zgłosić jak zgubiłam szalik?
- Szalik? A nie wiesz gdzie go zostawiłaś? Znajdź pierwszego lepszego ochroniarza i się zapytaj, jak znaleźli to będą go mieli na górze, w centralce - uśmiechnął się, wciąż był uprzejmy - no, chyba że ktoś go wziął sobie, ale jak nie to powinni go mieć... A tak poza tym, Wojtek jestem - trochę nieśmiało, ale uśmiechnął się znowu.
- Miło mi, tak właśnie zamierzałam zrobić, mam nadzieję że jeszcze go mają... - nie odrywał ode mnie wzroku, zaczynałam czuć się niezręcznie, na szczęście zadzwonił mi telefon.- Wiesz, ja już będę spadać, poszukam tych ochroniarzy...
- Tak, jasne... - mina trochę mu zrzedła. - Do zobaczenia - na pożegnanie wysłał mi jeszcze jeden uśmiech. Jak miło...
- No, do zobaczenia, pa - takie zachowanie przywraca mi wiarę w ludzi. Miłe poprawienie nastroju, nie ma co.

***

- Przepraszam, proszę pana... - zachowywał się jakby mnie nie słyszał, albo jakbym nie mówiła do niego, ale w końcu zwrócił wzrok w moją stronę. - Jak zgubiłam szalik... No, powiedziano mi że mam się do pana zgłosić.
- A, tak oczywiście, a nie wiesz gdzie go zgubiłaś?
- Właśnie nie wiem. Teraz w kinie byłam, ale kino już sprawdziłam, tam go nie ma. Jest może w focusie takie miejsce gdzie trzyma się rzeczy zagubione?
- A, tak, to ja zaprowadzę cię do centralki, tam do góry - facet nagle się rozgadał. Musiałam jedynie potakiwać raz po raz i uprzejmie się uśmiechać. Wsiedliśmy do windy. Przez moment zrobiło się niezręcznie, byłam zmęczona, nie chciałam nawiązywać konwersacji... Albo moje schizy z których w końcu jestem znana, albo zaczął się dziwnie gapić. Nie ważne, przecież nic mi nie zrobi, to tylko winda, jak długo możemy jechać? Moment, nie? W trakcie tej gonitwy myśli drzwi się otworzyły, facet znów zaczął nawijać, zaprowadził mnie do jakiś drzwi, wcisnął przycisk i kazał czekać, sam odszedł.
Weszłam. Pomieszczenie bez okien, dość małe, na środku stół, z kilkoma drobiazgami, po lewej drzwi z wejściem tylko dla pracowników...
- Dzień dobry, zgubiłam szalik, nie przyniósł nikt dziś takiego biało-szarego, wełnianego? - Facet pokręcił głową ze znudzonym spojrzeniem spode łba. - Nie? Cóż, to mogłabym może dostać numer, zadzwoniłabym jutro, żeby nie przyjeżdżać bez pewności...- westchnął i wstał. Mruknął jakieś 'chwilka' i zniknął za drzwiami. Stanęłam wygodniej ignorując krzesło i rozejrzałam się. Plecak dziecięcy, fioletowa czapka, samotna rękawiczka... Brak kamer, przynajmniej tych widocznych na pierwszy rzut oka. Wykrywacze dymu. Dwóch się doliczyłam. Gość wrócił, dał mi kartkę z numerem, spojrzał wyczekująco.
- O, dziękuję, w takim razie do widzenia.
- Do widzenia.
Jeszcze tego samego dnia moja wiara w ludzi została zachwiana.

***

- Hej, mała, ile za bierzesz za loda?
Nie zniszczyli mojego dnia. Zaczęłam się śmiać. Na głos, bezczelnie. Chyba nie spodziewali się takiej reakcji bo spojrzeli tylko po sobie, wzruszyli ramionami, odwrócili się na pięcie. Odeszli. Szkoda, może i miło by było poznać? Tacy macho, twardzi pozerzy, od ośmiu boleści. Śmiech ich rozbroił czy po prostu stracili ochotę, głęboko to mam. Odwróciłam się za nimi wciąż z niepoprawnym uśmiechem na ustach. Akurat w odpowiednim momencie żeby zobaczyć jak jeden z nich potknął się o swoją własną nogę...

czwartek, 3 marca 2011

zbieram na powrót do przyszłości. literówka - zabieram. lód miód i precelki.

Znów usuwam słowa - jedno po drugim, literka po literce.
Pudełko pełne lodów. 
Miniaturowe tragedie eliminowane i czesane na kształt.
Taśmą klejącą posklejałam przeszłość, zapanowałam nad nią. Składa się zarówno z pozytywów jak i bólu - żebym mogła docenić świat, znów, na nowo. Taśma najlepsza w sklepie, a i tak wszystko leci. Kiedyś stanęłabym i goniła wszystko co mi ucieka, aż z wyczerpania położyłabym się na trawie, i śmiała się do rzeczywistości, może przez łzy. Teraz stoję spokojnie, z boku, jakby mnie to nie dotyczyło - może nie dotyczy? Może to już nie mój świat? Nie ma to już znaczenia.














Jestem szczęśliwa.

czwartek, 24 lutego 2011

ja ci powiem kim jesteś, jak jesteś i dlaczego.

25.09. Posiadam wiele nieopublikowanych postów. W liczbie 16, niektóre jak czytam to aż mnie powalają. Może ich czas jeszcze nadejdzie, jak na przykład tego tutaj.




Ja ci powiem,
że ty jesteś nieprzewidywalny
Ja ci powiem,
że ty jesteś nieodpowiedzialny
Ja ci powiem,
że ty jesteś trochę jak
muzyki smak.

sobota, 19 lutego 2011

poniedziałek, 14 lutego 2011

- może się równać + . Jak tylko zechcesz, twoje życie, sam ustalaj zasady.

Jestem beznadziejna w pocieszaniu. Czułam że za moment wybuchnie, że już jest na skraju, że wystarczy tak niewiele... I nie udało mi się - zaczęła płakać, a ja nie mogłam patrzeć na te łzy, każda z nich wypalała coś we mnie, coś nieokreślonego. Odwróciłam wzrok, chociaż wiedziałam że nie powinnam. Nic nie mówiłyśmy, złapałam ją za rękę. Dlaczego nie umiałam jej pocieszyć? Tak niedawno przechodziłam przez to samo, jeszcze pamiętam ten ból. Może nie mówiłam bo nie pomagały mi słowa 'będzie dobrze'? Wiedziałam że będzie. Zarówno wtedy jak i teraz. No i mi wyszło to na zdrowie, opłaciło się, znów jestem szczęśliwa. Ona tez będzie. Jak każdy z resztą, jak tylko pozwoli szczęściu wejść z butami w swoje życie. Nabrudzi, nie posprząta, okruchy szczęścia pozostaną na osłodę chwil przyszłych.

5


Nie powinien być tak młody, żeby musieć na siebie zarabiać.
Nie powinien być tak dobrze ubrany jak na dzieciaka zarabiającego na stacji metra.
Nie powinien mieć takiej ogromnej walizki do zbierania pieniędzy.
Nie powinien mieć za sobą takiego ogromnego obrazu.
Nie powinien mieć nowego, niezniszczonego sprzętu, skoro musi zarabiać.

piątek, 4 lutego 2011

zip up your socks!

W moim skromnym zapasie skarpety dzielą się na dziurawe i bez pary. Te w dobrym stanie i z towarzystwem odpowiadającym chociażby fasonem są od dawna gatunkiem wymierającym.


Nie potrafię się spakować.

Dla Kamila.

Nie znalazłam nic ciekawego w sumie, Kamilu. Może dodam skarpetki za moment? Zobaczymy. Trochę zdjęć z Austrii. Wybrane na chybił-trafił, ale rezultat znakomity.
J'adore:*







czwartek, 3 lutego 2011


Do fish have dreams?




niedziela, 30 stycznia 2011

Ateist needed, research started.

Tak naprawdę prawdziwych ateistów trudno spotkać - każdy w coś wierzy, chociażby w najbardziej oczywiste rzeczy, takie jak to że nad głowami w nocy mamy gwiazdy, że droga mleczna istnieje. Prawdziwy ateista oprócz niewiary w Boga, boga czy bóstwa nie wierzyłby istnienie wszechświata, we wszystko czego nie może doświadczyć. Dotykając. Smakując. Gryząc. Całując. Połykając. Kopiąc. Wdychając. Macając. Wciskając. Zaciągając się. Kładąc się. Obserwując. Obliczając. Potykając się. Mocując się. Przyklejając. Odpychając. Żyjąc z tym. Nie wierzyłby w istnienie wyrostka robaczkowego nie biorąc go w dłonie i wkładając do buzi by mieć pewność że na pewno istnieje. Wtedy mógłby powiedzieć że wie że wyrostek robaczkowy, noga, piasek istnieje - bo go doświadczył. A może nawet wtedy by nie wiedział, bo by nie wierzył w istnienie tego wszystkiego? Żyłby w przeświadczeniu że wspomnienia nie istnieją, że dzisiejsza pewność że zjadł kiełbasę z twarogiem na kolację poprzedniego dnia jest niczym więcej jak wciśniętym mu do głowy kłamstwem? Chciałabym poznać prawdziwego ateistę o ile taki istnieje. Chciałabym z nim porozmawiać. O ile istnieje.
Ale ponieważ:
 To powiem inaczej. Prawdziwy ateisto, o ile istniejesz, spotkam cię, przygotuj się sumiennie, pytania będą trudne. Adios, i do zobaczenia.

sobota, 15 stycznia 2011

Podróż Wędrowca Do Świtu



'Czasem zamiast gonić za tym co straciłem, lepiej przyjąć to co zostało mi dane' - Książę Kaspian
Opowieści z Narnii, Podróż Wędrowca do Świtu


Piękny Film, epitet najtrafniejszy według mnie to 'szlachetny'. Mniej akcji niż w poprzednich częściach, postawili raczej na filozoficzne podejście to tematu, całokształt nie traci jednak na wartości przez ten fakt. Nie wywołał u mnie łez, ostatnio niczemu na to nie pozwalam, nie znaczy to jednak że u Was również nie wywoła. Życzę Wam tego i gorąco polecam tą baśń.

xoxx