Jesteś dla mnie jak słońce. Koniec i początek, dawca życia, Pani Śmierci.
Słońce jest daleko, jest niezbędne do życia, chociażby do fotosyntezy, która jest w końcu jednym z głównych czynników, dzięki którym funkcjonuje chociażby pełny łańcuch pokarmowy. Na słońce fajnie popatrzeć, dodaje ono kolorów życiu i ciepło, które często daje zgubne poczucie bezpieczeństwa. Co jeszcze ciekawego związanego ze słońcem? Nie dotkniesz go. Nie pocałujesz, na skórze co najwyżej poczujesz ciepło jego promieni, czasem po takim spotkaniu zostaną ci poparzenia, albo zwyczajnie nie przeżyjesz.
***
Zabijał swoją najlepszą przyjaciółkę, a dlaczego? Bo stawała się taka jak oni, jak ty, jak ja, jak on. Z dnia na dzień nikt inny nie potrafiłby tak dokładnie jak on powiedzieć co się zmieniało, a zmieniało się wiele, a zarazem prawie nic. Zawsze była radosna, płacząca, pogrążona w bólu i ciesząca się każdą chwilą życia. Nie bała się tego co będzie, nie cierpiała odpowiedzialności, brała na siebie tyle ile mogła by inni nie musieli. Potem poznała jego. Zanim to nastąpiło, on spotkał ją. Jeździli tym samym autobusem do szkoły, mimo to nigdy nie wiedział na którą ma pierwszą lekcję, bo na przystanku była zawsze o innej porze. Pewne nie było nic. Czy przyjdzie na przystanek, czy wsiądzie do autobusu, na którym wysiądzie przystanku i czy wysiądzie w ogóle. Długo można by o niej pisać, książka o wielu zmiennych, zależna od przypadku, sytuacji, humoru, ale nigdy ludzi. Po pół roku gdy jeździł z nią tym autobusem, a razem jechali w tym czasie osiem razy, postanowił zrezygnować ze szkoły. Nauczyciele się nie czepiali, z rodzicami nie gadał, przyjaciół nie miał. Totalnie mu odbijało, na lekcjach spał, w domu nie mógł myśleć o niczym innym jak o niej, w nocy nie mógł zasnąć. Teraz przychodził na przystanek codziennie o czwartej nad ranem, po drodze kupował w całodobowym coś na śniadanie, obiad. Jak miał szczęście to przyszła koło piątej, wpół do ósmej, albo o dwunastej, dwudziestej czwartej, a jak nie, to nie przyszła w ogóle. Wsiadał z nią, wysiadał tam gdzie ona, potrafił godzinami za nią chodzić. W końcu gdy nie wsiadła do czarnego mercedesa, srebrnego porshe, albo karmazynowego jaguara, wracali do domu autobusem. I tak kolejne pół roku. Nie zauważała go w dosłownym tego słowa znaczeniu, mijała go wzrokiem, nigdy go na nim nie zatrzymywała, bywało że odezwał się do niej - odpowiedzi nigdy nie otrzymał. Co miał biedak począć? Co miał zrobić gdy odkrył że nie spał od tygodni, nie jadł bo pieniądze skończyły mu się już dawano? Był martwy. Nie wiedział od kiedy, ale tak było, gdy już się z tym faktem oswoił, ludzie wokół zaczęli krzyczeć. O dziwo, jego twarz odbijała się w wystawie sklepowej. W osłupieniu patrząc się na to odbicie jak zamurowany widział że znika. Skoro potrafił panować nad tym, nauczył się przechodzić przez ściany, czytać w umysłach słabszych umysłowo i teleportować. Zaczął rozmawiać z Nią. Pokazał jej swoje spojrzenie na świat, pokazał co potrafi, pomógł rzucić dawny sposób na zarobek. Zaprzyjaźnili się, nawet podobało jej się to nowe życie, dostosowała się. Ale mu się te zmiany nie podobały. Ona nie była już sobą! Nie była szczęśliwa! Co z dawnymi glanami i ostrym makijażem w złe dni? Co ze zwiewną sukienką gdy czuła się radosna? Nie było już ich. teraz była obojętność w postaci szarego sweterka i trampek. W końcu nienawidził siebie, za to, co przez swój egoizm z nią zrobił, nienawidził jej, że mu pozwoliła, nienawidził świata za to co się stało. Więc teraz stał nad nią z nożem w jej brzuchu na który chyba sama nabiła się już dwunasty raz. Nie pamiętał co się stało, nie wiedział, że nuż również tkwił w jego szyi, że dziewczyna, którą kochał - jego najlepsza przyjaciółka, sens jego życia i śmierci, mordowała trupa. Obydwu im się udało. Spotkali się w ciemnościach i bólu. Są szczęśliwi. Są przyjaciółmi, kochankami, rodzeństwem. Są jak rodzic i dziecko, jak pan i sługa, jak ona i on. Ale nie żałują, nigdy nie będą. Lot ich wieczność trwał, po wieki pozostaną tam gdzie są.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz