czwartek, 9 września 2010

strange and unnecessery.


Wróciłam cała mokra do domu. Nie dbając o stan ubrań które aktualnie miałam na sobie, weszłam w ubłoconych butach do kuchni.
- O, Ola, jest zupa.
- Ok. Podasz ketchup?
- Po co ci ketchup do zupy?
Pozostawiłam pytanie bez odpowiedzi. Siostra nie zwróciwszy nawet na to uwagi, wstała od stołu. O wiele lepiej będzie mi się jadło bez niej. W zamyśleniu sięgnęłam po łyżkę i widelec. Po kilku nieudanych nabicia marchewki na łyżkę i nalania zupy do widelca, odłożyłam prawie nietknięty obiad na stole i łapiąc tylko talerz z winogronami poszłam cała mokra do pokoju. Rzuciłam wszystko na łózko, bo podłoga i tak już była prawie nieprzejezdna - cała zasłana mnóstwem potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy, książek, talerzy, różnego typu kabli i majonezu. No dobra, majonezu tak nie było, ale nawet jakby był i tak nie dało by rady go odnaleźć. Podłączyłam iPoda do ładowania i włączyłam muzykę, zastanawiając się jednocześnie kto by poszedł ze mną w taką pogodę na spacer? Znając życie chętnych nie byłoby za wielu, a takich co mają czas jeszcze mniej. Z resztą chyba nie powinnam się nawet pytać, bo przebywanie w moim otoczeniu może się skończyć różnie. Wpadnięcie do stawu tym razem byłoby najmniejszym problemem. A poza tym na razie nie znam nawet dobrego miejsca w którym mogłabym ukryć zwłoki. Nie chce mi się kopać dołu, ognia w taki deszcz nie rozpalę, a topienie mi się średnio podoba, bo jak potem usiąść z kimś przy miejscu, gdzie ukryłam ciało jakiegoś kumpla? Strange and unnecesserry.

Brak komentarzy: